Posts

3/02/2022

Słów kilka o Hrabalu…

[Teatr Baj Pomorski, 29. Festiwal Jednego Aktora, 21-23 listopada 2014 roku]

„Słuchajcie, co wam teraz powiem” (s. 5) – tak zaczyna Bohumil Hrabal Obsługiwałem angielskiego króla. Zatem słuchajcie!

Wyzwanie krótkiej formy na otwarcie

Krótka forma wykładu jak ten, rocznicowego, bo w tym roku minęła setna rocznica urodzin Bohumila Hrabala, jest wyznawaniem, wyzwaniem krótkiej formy. Bo jak opowiedzieć bogactwo jego życia i twórczości w 15 minut? Jak powiedzieć tylko słów kilka? Lecz zarazem: od kogo jak nie od Hrabala uczyć się krótkiej formy? Od kogo jak nie od środkowoeuropejskiego Jamesa Joyce’a w kawałkach, puzzlach składających się na cały obrazek z wyraźnymi liniami cięcia, nie miałbym się uczyć?

Będzie to więc Hrabal marginalny, Hrabal wypisowy, Hrabal prowincjonalny, Hrabal zadumany i poważny, zatem będzie o miejscach mniej oczywistych niż gospoda U Zlatého Tygra w Pradze czy wypisy mnie znane niż kominowa scena z Postrzyżyn. Są zatem wśród nich: Nymburk i pewna deska, medytacja nad kondycją pábitela, słów kilka o Kersku i kotach, a wreszcie historia pewnego nagrobka z dziurą na głowę, i w ogóle – o śmierci.

Nymburk i deska

Google maps pokazuje, że spacer z Podebrad do Nymburka zajmuje około 1 godziny i 40 minut. Kilkanaście lat temu zajmowało mi to od godziny do całego dnia. Powody różnic czasowych były rozliczne. Jednym z nich był wszakże fakt, i stanowiło to cel każdej wędrówki, że w Nymburku znajdował się Hrabalowy browar, sprzedający piwo z budki, bo chyba kioskiem tego nazwać nie można było, a żadna poważniejsza nazwa nie pasowała, zaś cena kilku koron (i to raczej zamykająca się w 5) czyniła wyprawę malowniczą ścieżką wzdłuż Łaby wartą podjęcia, czy nawet podejmowania wciąż od nowa. Były wszakże jeszcze dwa powody. Pierwszym była deska, czyli tablica pamiątkowa dotycząca Hrabala i stryja Pepina umieszczona na budynku browaru, niepozorna, przy ziemi, tak – czego sam Hrabal miał sobie życzyć – by była na takiej wysokości, by psy mogły na nią sikać. Życzenia zostało spełnione. A że wejście na teren browaru nie było atrakcją turystyczną, wymagało zaś za każdym razem przebłagania stróża by szlaban zechciał otworzyć, tym większa zasługa w praktyce uczenia się języka czeskiego. Drugi powód był z powyższymi ściśle związany. Otóż amatorów dobrego, a przy tym i taniego piwa było zawsze wielu, a takie okoliczności sprzyjają gadulstwu, czy by pozostać wiernym językowej tradycji Hrabala – pabitelstwu. Tak pobierana nauka chyba nie poszła w las, skoro dziś Państwu o tym opowiadam.

Pábitel i medytacja

Czym zatem jest pabitelstwo? Kim jest pabitel? Pabitel najlepiej czuje się w czeskiej hospodzie (a czy są inne?), siłę czerpie z piwa przepijanego panákami, żywiołem jest słowo, słowo mówione, słowo prawdziwe, gdyż jego własnego, choć nie musi być prawdziwe w sensie filozoficznym, prawdziwościowym, nie musi być też prawdziwie jego własne. Liczy się wszak to, że to on opowiada. Pod budką z piwem – jak to wszak w polszczyźnie brzmi? – w Nymburku pabitelstwo kwitło, my młodzi hrabalowcy z różnych stron świata zgromadzeni na kursie języka czeskiego wraz z nim.

Tam żywioł dominował nad strukturą, słowa na tekstem, prawda na sensem, doświadczenie nad refleksją. Bachtinowskie „żywe słowo” w – jak mówią Rosjanie – „żywym życiu” musi dominować, a nasza praktyka językowa wyraźnie na to wskazuje. Pabitelskie gadanie posługuje się „żywym słowem”, wciąga nas w sam środek i serce świata mówionego, w którym jedno nie wyklucza drugiego, a to drugie kolejnego, i tak bez końca.

Pabitelstwo jest demokratyczne, choć dominuje jeden, ten który opowiada.  Pabitelstwo jest egalitarne, ale jak w każdej kulturze oralnej, słowa mówionego, wiadomo kto stanowi elitę, lokalną, zawsze tylko taka bowiem być może, ale elitę. Czy pabitelstwo kwitnie w czeskich hospodach wciąż? I tak, i nie. Trzeba wiedzieć, którą wybrać. Ale nie zdziwcie się Państwo, jak miast gadulstwa znajdziecie zadumę, miast karnawałowej (znów Bachtin!) zabawy i frenetycznego szaleństwa ciszę i spokój, przetykaną niekiedy dzwonieniem automatów do gier (zwłaszcza w hernach) i współczesnej muzyki, miast kolektywnego przepijania – indywidualne popijanie. Ale przecież i tę zadumę w prozie Hrabala spotkać można na każdym kroku, prawdziwie Kartezjańską medytację, czy raczej – myśli Pascala.

I oczywiście każdy z Państwa, czytelników Hrabal, doskonale rozpoznaje ten opis jako idealnie pasujący do jego pisarstwa, do snutych przez jego narratorów i bohaterów opowieści, często sprawiających wrażenie strumienia świadomości (znów Joyce!), właśnie żywiołu słowa mówionego. Lecz to powierzchowne powinowactwo jestpowinowactwem z wyboru, wyboru autorskiego. To pułapka, którą Hrabal na nas zastawił, wciągając nas w swe opowieści. Książki wycyzelowane, dopracowane, nawet jeśli zmieniane powielokroć – jak Zbyt głośna samotność – to zawsze będące kreacją literackiego geniuszu. Stuk maszyny na dachu Hrabalowej chaty w Kersku wyznaczał rytm jego poetyckiej zawsze prozy.

Kersko i koty

Kersko to dziś imprezy firmowe i integracyjne, spanie w bungalowach i … turystyczna ścieżka śladami Bohumila Hrabala. Na przełomie wieków był tam spokój, Hrabala już oczywiście nie spotkałem. Choć kto wie? Chaty, czeska odmiana dacz, ukryte w lesie, wciąż jeszcze wtedy ciążące bardziej ku epoce minionej niż rozbuchanej transformacyjnej rzeczywistości egzotycznych, a na pewno śródziemnomorskich wyjazdów, nie miała w sobie nic interesującego. No chyba że trafiło się do znajomych na chatę. Tam pabitelstwo rozkwitało na nowo, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Tam Hrabal ze swoimi kotami przebywał, tam z Pragi dojeżdżał by je karmić. Wtedy jeszcze one wciąż tam były, między drzewami (a może w wyobraźni?), a przez płot jego dom można było zobaczyć: szarawy, zapuszczony, z wyblakłymi zielonymi okiennicami, płaskim dachem, rdzewiejącą zieloną bramą, nieciekawy, mijany, stojący nieopodal głównej drogi, w bocznej alejce schowany. Dziś tabica turystycznego szlaku nie pozwala go minąć.

To kocie poświęcenie, ta kocia opiekuńczość, to kocie oddanie, jakby na przekór ludzkiemu światu, wraz z oddalaniem się, odchodzeniem z tego świata, świadomie, konsekwentnie, jak w jego pisarstwie, jak w passusie zamykającym Zbyt głośną samotność, gdzie wielki czeskie, siedemnastowieczny myśliciel, Jan Ámos Komenský przegląda się jak w zwierciadle:

„Każdy miłowany przedmiot jest środkiem Rajskiego Ogrodu, i ja, zamiast pakować czysty papier pod Melantrichem, otóż ja jak Seneka, jak Sokrates, ja w mojej prasie, w mej piwnicy wybieram swój upadek, który jest wyniesieniem, choć suwak prasy wgniata mi już nogi pod brodę i jeszcze bardziej, lecz ja się nie dam wygnać z mojego Raju, jestem w swojej piwnicy, z której nikt mnie już wygnać nie może…” (s. 118)

I prasa do zgniatania makulatury, wraz z ulubionymi książkami, zgniata bohatera, który – jak wciąż nam powtarza – trzydzieści pięć lat pracował w tym miejscu.

I kończy ostatnim przebłyskiem umierającej świadomości: „Siedziałem na ławeczce, uśmiechałem się prostodusznie, niczego nie pamiętałem, niczego nie widziałem, niczego nie słyszałem, ponieważ byłem już chyba w sercu Rajskiego Ogrodu” (s. 119).

Hradištko i pamięć

Cmentarze mówią nam pewnie więcej o żyjących niż o zmarłych, lecz – który to już raz? – w przypadku Hrabala jest pewnie odwrotnie. W Hradištku pochowany na niewyróżniającym się cmentarzu, ma wyróżniający się nagrobek. W nim, dosłownie: w nim, choć przez chwilę każdy może stać się Hrabalem. Wysoki prosty blok, z otworem wielkości głowy, gdzie każdy może stanąć za nagrobkiem, zaś jego twarz ukaże się… No właśnie: gdzie? W Hrabalu? W grobie? W wieczności? W Rajskim Ogrodzie? I ta ręka, prawa, jak u lalki, choć nie barbie (prędzej malostrańska Bambino di Praga – to też Hrabal! – z Kościół Matki Bożej Zwycięskiej), lecz bardziej muskularna, doczepiona do tego pomnika, ręka pisarza, ręka pisząca. Kolejny Hrabalowy detal, wciągający nas z niesłychaną intensywnością w jego świat.

Przykłady? Proszę bardzo. Trzy. Smakowite:

Pierwszy poetycki z Adagio lamentoso:

„Na pełni księżycowej błyszczą pierwsze kroki Armstronga,

mnie jednak bardziej przejęła wiadomość w popołudniówce,

jak to sześćdziesięcioośmioletnia zielarka przysnęła

na łące i została wessana przez kosiarkę,

po czym z maszyny wypadł trup wraz z sianem i ziołami” (s. 142)

Cóż za wyobraźnia! Błyszczące pierwsze kroki Armstronga na pełni księżycowej w połączeniu ze śpiącą (na wieczność dzięki kosiarce) zielarką.

Drugi może jednak z Postrzyżyn:

„W ciągu tygodnia Francin wypił (…) jeszcze z pewnością pół hektolitra letniej białej kawy i na całej ścianie rozwiesił wypisane piórem ze stalówką redis numer trzy i opracowane graficznie slogany: (…) KTO DO GOSPÓD NIE CHADZA, / NIE JE I NIE PIJE, / WŁASNE ZDROWIE ZDRADZA!” (s. 113-114.

I trzeci, erudycyjny, ze Zbyt głośnej samotności:

„…raczej jednak zajrzałbym na Smichov, tam w szlacheckim ogrodzie jest pawilon, gdzie w podłodze jest guzik i jak ktoś go nadepnie, to ściana się rozsunie i wyjedzie woskowa kukła, całkiem podobna do tej z Kunstkamery w Petersburgu, gdzie jak sześciopalczaste monstrum księżycową nocą nastąpiło niechcący na guzik, to wyjechał siedzący woskowy car i pogroził mu, jak to pięknie napisał Jurij Tynianow w Woskowej personie” (s. 107-108).

Zatem detal, szczegół, opis skoncentrowany na wybranych punktach naszej rzeczywistości, niekiedy jakby w krzywym zwierciadle odbijającym świat na swój sposób, jedne elementy uwypuklając, inne rozmazując, czyniąc niedostrzegalnymi. Bo Hrabal to wielki mistrz świata, oddawanego z mimetyczną doskonałością, lecz i we własnym poetyckim języku. Pamiętajmy bowiem, że u Arystotelesa mimesis miało być nie tyleż wiernym odzwierciedleniem świata w realistycznym tego pojęcia rozumieniu (choć nic nie stoi na przeszkodzie by tak było), co prawdopodobnym, czyli takim, które odpowiada przyjętej poetyce. Jedyny warunek miał polegać na tym, by w ramach wybranej konwencji, świat był prawdziwy, by logika wewnętrzna dzieła nie zawodziła. U Hrabala prawda, jego prawda, jest immanentnie wpisana w dzieło. Jak mówił „Piszę zawsze o tym, co godnego uwagi przydarzyło się mnie, o tym, co godnego pozazdroszczenia przydarzyło się innym. Zatem punkt wyjścia jest zawsze autentyczny, na początku zawsze jest zdarzenie, przeżycie” (Auteczko, s. 5).

Wyznawanie intelektualne na zamknięcie

Drodzy Państwo, mnożyłem przed Państwem intelektualne tropy (Arystoteles, Bachtin…, by poprzestać na początkowych literach alfabetu) i wpuszczałem Was w retoryczne pułapki, Hrabala zaś dzieliłem na części pierwsze, dodawałem kolejne konteksty i własne doświadczenia (czy prawdziwe?), odejmowałem zaś zbędny balast komentarzy, by równanie wskazało na… No właśnie? Na co? Czy raczej: na kogo? Na Hrabala, oczywiście. Matematyka, nawet w tak precyzyjnie skrojonych tekstach nie działa. Życie nie poddaje się, choć – jak Hrabalowe wyjście ze świata przez okno na piątym piętrze szpitala Na Bulovce 3 lutego 1997 roku, co też przepowiedział sobie w Czarodziejskim fleciew 1989 roku, pisząc: „ileż to razy chciałem wyskoczyć z piątego piętra” (s. 148) – to my poddajemy się życiu. I, jak zawsze, śmierci. W Czarodziejskim flecie ratował go anioł stróż, ściągając go z parapetu (s. 148-149). W życiu anioła zabrakło.

Choć i tu Hrabal dawał receptę, czy klucz do (z)rozumienia. Słynne jest zakończenie Pociągów pod specjalnym nadzorem z Oskarowej wersji filmowej w reżyserii Jiřígo Menzla, gdy główny bohater, Miloš, pada zastrzelony przez niemieckiego żołnierza, choć pociąg ostatecznie wybucha. Sukces? Książkowe zakończenie jest wszakże ciekawsze, bogatsze, albowiem Miloš umierając mówi do ucha zabitego Niemca: „Trzeba było siedzieć w domu na dupie…” (s. 93). Zatem porażka.

I ja również, kończąc przyznać się musze do porażki. Jako bohemista, slawista, zajmujący się intelektualną historią Czech od lat, jak mam sobie z Hrabalem poradzić, który wije się jak piskorz i umyka wszelkim kategoryzacjom? Przeczytać go, czy raczej – czytać go wciąż na nowo („by od czytania już nigdy nie móc spać, by od czytania dostać dreszczy”; Zbyt głośna samotność, s. 9), prze-żyć, doświadczyć (Czech? Czechów? Czeskości?) to jedno (jak sam mówił: „biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol”; Zbyt głośna samotność, s. 7), jak wszakże zrozumieć?

Z tym pytaniem, bo jednak nie z Pociągowym… zakończeniem, i z tą porażką, Państwa pozostawię. Jak pisał bowiem Hrabal w Jednym zwyczajnym dniu, i w pełni mogę się pod tym podpisać: „ja teraz doceniam, że los jest silniejszy niż wszystkie nasze starania” (s. 27). Zapraszam zatem na wystawę i przedstawienie, na które los nas zaprowadził, i nasze niepozostanie w domu. Dziękuję bardzo.

Literatura cytowana – teksty Bohumila Hrabala

Adagio lamentoso, przeł. Józef Waczków, w: Rozpirzony bęben. Opowieści wybrane, wybór i przekład Józef Waczków, Warszawa; Czytelnik 2000, s. 139-146.

Auteczko, przeł. Jakub Pacześniak, Kraków: Znak 2003.

Bambino di Praga, przeł. Józef Waczków, „Literatura na Świecie”, numer specjalny pt.

Hrabal, 1989, s. 4-14.

Czarodziejski flet, przeł. Józef Waczków, w: Rozpirzony bęben. Opowieści wybrane, wybór i przekład Józef Waczków, Warszawa; Czytelnik 2000, s. 147-158.

Jeden zwyczajny dzień, przeł. Andrzej Jagodziński, „Literatura na Świecie”, numer specjalny pt. Hrabal, 1989, s. 16-29.

Obsługiwałem angielskiego króla, przeł. Jan Stachowski, Warszawa: PIW 2000.

Pociągi pod specjalnym nadzorem, przeł. Andrzej Czcibor-Piotrowski, Izabelin: Świat Literacki 2002.

Postrzyżyny, przeł. Andrzej Czcibor-Piotrowski, Izabelin: Świat Literacki 2001.

Zbyt głośna samotność, przeł. Piotr Godlewski, Izabelin: Świat Literacki 2003.

(Toruń, listopad 2014, dodany w lutym 2022)

17/10/2021

Anniversary Celebrations in Central and Eastern Europe

From the nineteenth to the twenty-first century, lavish celebrations of various anniversaries were essential elements of creating modern national identities in Central and Eastern Europe and the historic politics or politics of memory (Geschichtspolitik) of particular states.

Although our project concerns the celebration of the millennium of Christianity in Central and Eastern Europe, it may have a broader dimension. Such celebrations are part of a particular model of creating a modern community—corresponding to the current needs of a state, a nation, and a religious group.

The focus of our interest will be the influence of such anniversary celebrations on the culture of particular countries or nations of Central and Eastern Europe as well as the opposite perspective: the form (and content) adopted by (during) these events, based on a specific cultural model. Another essential element of our research will be the transnational dimension and cross-fertilization between countries. Such transnational cooperation or borrowing took place within transnational institutions, e.g., the Catholic Church, or involved ideological collaboration, e.g., the one occurring within the Eastern Bloc. Finally, the idea of anniversary celebrations fits perfectly (and conceptually extends) the notion of “inventing tradition”.

Various kinds of celebrations, anniversaries, commemorations, parades, and state and church ceremonies played a significant role in all those millennial projects. They are an essential part of what Terrence Roger and Eric Hobsbawm once called “invention of tradition”. In the cases they analyzed, it was a matter of “inventing” nations or states, strengthening them, symbolically solidifying them, and making the politics of memory more coherent. Similar mechanisms can be found in celebrations of anniversaries: they are not contradictory to history, but neither are they a study of the past. They do not adhere to facts nor are their reconstruction; they are a game and spectacle prepared for the needs of the present. They can refer to what happened centuries ago—it is a convenient starting point, which gives a stimulus for strictly academic research—but they are aimed at contemporary audiences and have political goals.

In our project, we are interested in both the cultural background of such celebrations and their political role. The context is, of course, the transition from a pre-modern (or early modern) society to a fully modern one. And in this sense, it is a process of a broader nature. It is not related only to the post-1989 transformations in Central and Eastern Europe. We can find it earlier in the modernizing societies of Western Europe and somewhat later in the decolonizing communities of the world.

In the case of Central and Eastern Europe, however, such celebrations are associated with the ongoing processes of the emergence of modern nations in the nineteenth and twentieth centuries and nation-states in the twentieth and twenty-first centuries.

The history of anniversary celebrations can be inscribed in the history of politics of memory, the building of national identities, the marriage of Church and state (and sometimes mutual competition), as well as in the presentation of specific (e.g., national) values or (political) beliefs.

One of the least researched and, at the same time, most significant events of this kind were the so-called millennium celebrations associated with the millennium (often symbolic) of the official adoption of Christianity. This is our specific focus within the grant.

*          *          *

The photographs illustrating the blog entry come from the Vera and Donald Blinken Open Society Archives. Collection HU OSA 300-50-1, Radio Free Europe (RFE/RL Research Institute), 50 Polish Unit, Box 6 (image 1), Box 1897 (image 2).

This blog post is the result of the research project "Millennium. Celebrating the anniversary of the baptism of Eastern and Central Europe-comparative analysis" (OPUS 16, No. 2018/31/B/HS2/02917) funded by the National Science Center. Details about the project are available on the website https://millennium.umk.pl/pages/main_page/?lang=en

(Haarlem, October 2021)

13/07/2021

Politics of memory à rebours. A short sketch about Andrzej Stasiuk’s latest book “Przewóz” [“Carriage”; Wołowiec: Czarne 2021, pp. 400, hardback ISBN 978-83-8191-174-0]

All of us are said to be peasants, but forgive the generalisation at the beginning if you are not. Andrzej Stasiuk made us wait a long time for his fictional prose and struck a chord of national-patriotic sensitivity. He has accustomed us to his journeys along the wilderness of Europe and, increasingly often, of the East. Who has not travelled to Babadag? But whoever looks beyond or before his travel prose will remember “Dukla” – one of the most beautiful prose poems in contemporary Polish literature. He often described Polish and Central European post-communist transformation from the bottom up. He tenderly drew portraits of the invisible and the unheard. He drew maps of a forgotten Europe. His prose was full of light and space, human faults becoming the only signs of memory. Beskid Niski – a mountain range in southern Poland – could not have found a more sensitive or tender narrator.

Stasiuk’s “Przewóz” [“Carriage” – a working translation] has everything you would expect: the province, ordinary life, the “transformation” which is already underway but which is de facto to come; but also a kind of living truth. There is also a surprise. The whole thing takes place at a significant moment in World War II, on the Bug River, just before the German invasion of the Soviet Union in June 1941. We meet Poles from the borderline of cultures, with all the languages, religions, traditions that existed. There are Jews in hiding, decent Germans, and Soviets across the river. And anxiety hanging in the air, cut only by senseless violence, whose main perpetrators are candidates for future so-called “cursed soldiers” [“żołnierze wyklęci”]. Or maybe they are just ordinary bandits who want to take part in this war. They use violence against people in hiding, each other and animals; they do not have enough courage for a real fight, either against the Germans or the Soviets. This is just a declaration, a word, a boast. All the more significant is the voice of the Polish writer because “cursed soldiers” have become one of the primary symbolic historical references of the right-wing authorities, as well as of the associated extreme right-wing and nationalist circles, including - hooligan football fans. Both the official state narrative of the current government and the presence of references to these armed groups in popular culture are pillars of building the politics of memory in Poland. In opposition to this, the left in Poland tries to show their bandit and criminal character, which is following the knowledge of professional historians in this area. Grandmother Marysia, who comes from Białystok, used to tell stories about how bands of pseudo-partisans, who were in fact neighbours’ sons, robbed, raped and murdered, not in the name of any fight for freedom but in the name of short-term profits and desire to get rich. It is no different in Stasiuk’s book, although even this last element is not crucial. More important is their absolute powerlessness, a kind of armed impotence in the face of a natural enemy, a constant playing the game for the sake of their security. Stasiuk’s vision is, therefore, something more than just politics of memory à rebours to the dominant right-wing discourse. It is a negation of the whole idea of praising both armed heroes and anti-heroes.

The gallery of characters is vivid, expressive, sparingly sketched, with significant roles for women, the real protagonists of this war. Female characters turn out to be particularly important in Stasiuk’s work. They are the real ones - experiencing real emotions, fear, and showing real strength, courage, and wisdom. They are as if out of the world of the hitherto dominant female war characters. They are not presented in a sugary-sweet, naïve, stereotypically vulnerable mode, but they do not immediately become comic-book superheroes either. They are painfully honest in their strength and drive to survive. I don’t think anyone else has portrayed women of war the way Stasiuk did in his latest book.

All this is interspersed with Stasiuk’s contemporary journeys to the land of his childhood - real and reminiscent, alone and with his father. He comes across the ruin of his family cottage, and the descriptions of the destruction of the house, its colour, are very much to the taste of all chatterers. Memory has a physical name here. His memory is linked to the ruined farmhouse he knows from his childhood and to which he revisits. The old house triggers memories, reactivates images and stories of older generations.  The entire war is in Stasiuk’s mind made up of stories told by the elders - sometimes overheard and misunderstood, sometimes directly absorbed as children. Today it acquires meanings and senses, while the literary form makes the memories alive for the reader.

Finally, about smells: if his earlier books were visual, this one is full of smells, sometimes stinks. The sense of smell goes wild here, and the nose is thrown into imaginative ecstasy and disgust. Every scene has its smell; every person is depicted sensually; the food – though simple – reads as if we were looking over the cook’s shoulder; the nature at the turn of spring and summer explodes with scents. This is an extraordinary journey, one that makes you want to close your eyes and absorb the world with senses other than your eyes.

(Strzyga - Toruń, May - July 2021)

09/22/2020

St. Wenceslaus' Millennium